O moich słabościach i pierwszym spotkaniu z ceviche …


Lubię próbować czegoś nowego, jednak przed wieloma rzeczami mam mnóstwo oporów. Wiele spotkań blogowych lub współprac w zakresie bloga pozwoliły mi poznać, a nawet przełamać się przed niektórymi nowościami, w moim życiu. Tak tez było w tym przypadku … zapraszam w odwiedziny do Ceviche Bar, przy ul. Twardej 2/4 w Warszawie. 

Lubicie sushi? Ja nie przepadam… a przecież ma tyle fanów! Zapach surowej ryby nie należy do moich ulubionych, nie mówiąc już o czymś co czasem jest gumą, a czasem chrupnie niezbyt przyjemnie pod zębami. Z tego też względu nie jadam wielu podobnych dań: owoców morza, surowego mięsa, surowych płynnych jajek, nawet tataru … W tym tygodniu miałam okazję spróbować specjału kuchni Ameryki Południowej, jakim jest ceviche. Moje pierwsze spotkanie z tym egzotycznym rarytasem okazało się nie lada wyzwaniem, ale z pozytywnym zakończeniem . W swojej restauracji Ceviche Bar, ugościł nas prekursor ceviche, na pełnej apetytu warszawskiej mapie - Martin Gimenez Castro.

Martin zapoznał nas z magią kulinarną i zdradził w jaki sposób powstaje ceviche. A co to? To rodzaj hmm… sałatki z owocami morza, w towarzystwie cebuli, dużej ilości soku z cytryny, soli i kolendry. To pokrojona surowa ryba (koniecznie morska, nie słodkowodna!), zalana sokiem z cytryny i połączona z pozostałymi wymienionymi wyżej składnikami, następnie odpowiednio długo marynowana. Do tego dodajemy różne inne egzotyczne składniki, np. avocado, kukurydzę i zalewamy mleczkiem kokosowym. Spróbowalibyście? :)

Przyznam się Wam szczerze, że będąc w tym roku w Brazylii, zahaczając o Argentynę i Paragwaj, nie spotkałam się nigdy z ceviche, a podobno jest to danie, które można spotkać nie tylko w kolebce – Peru. Może dlatego, że surowe ryby omijam szerokim łukiem? Teraz odważyłam się. W końcu takie sytuacje są po to aby przełamywać swoje dotychczasowe zwyczaje i przekonania. I … ? Nie wiem, może to otoczenie, spokojna muzyka, towarzystwo, spowodowało, że zostałam zachęcona do skosztowania ceviche …

to miejsce jest przytulne i otwarte dla każdego, tak aby można było się w nim także integrować z innymi gośćmi 

Postanowiłam spytać o to samego twórcę tego miejsca, co sprawia, że czuje się tu dobrze, a dania które serwuje idealnie wpasowują się w klimat wnętrza. Zapraszam Was na krótki wywiad z Martinem.

  

A co polecam Wam spróbować?

Zdecydowanie ceviche mogłoby znaleźć się w menu na stronie przekąsek, jednak jeśli chcecie spróbować ceviche w różnych formach, z różnymi rybami i dodatkami, proponuje zamówić trzy zestawy, spokojnie zaspokoją dwóch wygłodniałych. Do ceviche pasują jak najbardziej drinki bazujące także na cytrusach. Ja próbowałam pisco sour, w formie drinka, a jako aperitif leche de pantera, czyli sok z marynaty ceviche. Oba napoje są nietypowe, bo wyczuwa się w nich trochę goryczy i dużą dawkę przypraw. To bardzo dobre uzupełnienie do przekąski, a apetyt rośnie w miarę jedzenia. Czy skuszę się jeszcze na ceviche? Chętnie pokażę moim znajomym tą nowość na warszawskim rynku jedzeniowym :)

A Wy, próbowaliście kiedykolwiek ceviche? Czego nigdy byście nie spróbowali? Co Was odstrasza? Co musielibyście zrobić aby tego spróbować? Jak przełamujecie swoje słabości?



dziękuję za zdjęcie z Martinem, Panu Magicznemu Składnikowi :)













foto / apetycznewnetrze

Ola z apetycznego wnętrza

2 komentarze:

  1. Super. Będę w połowie grudnia w Warszawie, więc chyba się tam wybiorę.

    OdpowiedzUsuń

Instagram