POCZTÓWKA Z WEEKENDU: zbieramy kasztany!


W piątek wieczorem oglądałam zdjęcia na Instagramie i pomiędzy rożnymi życiowymi sytuacjami pojawiały się zdjęcia "witaj jesień" i "wiosna tuż, tuż", to drugie na drugiej półkuli oczywiście ;) (szczęściarze!) Stwierdziłam: pora wybrać się na poszukiwanie kasztanów ... wcale nie było to takie proste, jak się wydawało. 

Zadowolona, wyszłam w sobotę rano z nadzieją, że po drodze do Centrum pozbieram kilka kasztanów ... a tu ... moja pobliska aleja, wypełniona kasztanowcami, straszy pustkami. Byłam zaskoczona, bo jeszcze dzień wcześniej widziałam jadąc tramwajem kilka owoców, tuż pod drzewem. No tak, dzieciaki mnie wyprzedziły w piątkowy wieczór. Trudno, stwierdziłam, że spróbuję z samego rana w niedzielę.

Tak sobie pomyślałam: "jeśli Ktoś, tam na górze, nad nami czuwa, to chciałabym aby mnie jakiś kasztan uderzył w głowę jak będę szła wzdłuż alei ..." po chwili stwierdziłam, że to raczej może zaboleć, więc może niech tylko gdzieś pod drzewem znajdzie się jakiś jeden owoc, np. pod kopką liści. Gdy już byłam w pobliżu mieszkania, zatrzymałam się pod ostatnim miejscem, gdzie mogłabym znaleźć moje wymarzone skarby. Niestety ... pustki, ani jednego. Nagle zatrzymał się jakiś Pan z pytaniem o adres, podeszłam bliżej aby mu wytłumaczyć jak powinien iść i nagle ... gdy odeszłam kilka kroków od korony kasztanowca pospadało kilka kasztanów! Szczęście, że nie uderzyły mnie w głowę ;) moja prośba została wysłuchana, a obawy wzięte pod uwagę. Jak tu nie wierzyć w przeznaczenie?

Poza tym, pospacerowałam po Woli i okolicach. Bardzo mi się tam podoba. Z jednej strony jest to ścisłe Centrum, z drugiej, gdy wyjedzie się na jej granice, czuć życie małego miasteczka. Znalazłam kilka miejsc, które chciałam Wam pokazać, bo na ich widok pojawił się u mnie uśmiech od ucha do ucha, aż wzbudziło to zdziwienie przechodniów na pasach. Salon Mody Fryzjerskiej, niestety zamknięty, ale musiało być to magiczne miejsce, sądząc po nazwie. Mi spodobała się oprawa graficzna, wskazująca na minioną "epokę" i ten kolor ... różowy, bardzo kobiecy! Przyznacie? :) Inny akcent mojej wycieczki, to dziwne stwory na skrzyżowaniu przy Kinie Femina. Monumentalny budynek, który kojarzy się z czasami socjalistycznej prężnie budującej się stolicy, a tu ... ceramiczne biedronki! Budynek w tym momencie stracił na powadze w moich oczach, ale to tylko na plus! Uwielbiam stare neony, bo pojawiają się tak nieoczekiwanie na horyzoncie, a nazwy które prezentują są bardzo kreatywne, dlatego postanowiłam uwiecznić jeden z nich: Merino. Tuż nad sklepem z tkaninami. Poza tym, przechodziłam obok kilku murali, jeden z nich już kiedyś pokazywałam, ale jakoś tak miło kojarzy się z porządkami weekendowymi :)

A jak Wam minął weekend? 







Ola z apetycznego wnętrza

1 komentarz:

  1. też w weekend szukaliśmy z dziećmi kasztanów :) w tym tygodniu moi mali robią w szkole kasztanowe ludki :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Instagram