Ostatnio gdy wymieniłam się kilkoma wiadomościami ze znajomym, bardzo poruszyły mnie jego słowa „dziękuję za Twój list”, zapomniał dodać, że elektroniczny, bo był to mail … tak sobie wtedy pomyślałam: „kiedy ostatnio dostałam prawdziwy list pocztowy? kiedy ja napisałam list do kogoś?” To zainspirowało mnie do małej akcji, którą zorganizowałam na malowniczych jesienią krakowskich Plantach :) wraz z kartkami projektu Mariusza z TypeDreamers.
Pamiętam, gdy byłam dzieckiem, tradycją w moim domu było, co jakiś czas, zasiadanie i pisanie listu do rodziny z Brazylii. List pisała mama, a ja z tatą myśleliśmy, o czym jeszcze możemy wspomnieć, czym chcemy się podzielić? Nie było wtedy maili, na rozmowę trzeba było długo czekać, dlatego papierowy list był wielkim skarbem dla całej rodziny. List docierał do celu w ciągu trzech tygodni i po kolejnych trzech dostawaliśmy odpowiedź. Wtedy wspólnie w trójkę siadaliśmy przy herbacie i czytaliśmy, co nowego po drugiej stronie. Teraz wszystko się zmieniło, list zastępują rozmowy przez skype’a lub maila, tym sposobem odległość 13 000 km zmalała do odległości od komputera … dlatego po słowach mojego znajomego, tak z sentymentem wspomniałam tradycyjną pocztę. Może czasem warto kogoś zaskoczyć i wysłać mu list czy zwykłą kartkę pocztową z miłym słowem. Szkoda, że taka tradycja przeminęła, ponieważ czasem nawet łatwiej powiedzieć „przepraszam” za pomocą prostego kartonika, który pewnie u nie jednego spowoduje uśmiech na twarzy. Tak jak kiedyś, jeszcze w podstawówce, dostałam od kolegi list, w którym groził mi: „jak mnie nie pokochasz, to się powieszę …” do dziś trzymam go w szufladzie i za każdym razem jak przypadkiem wpadnie mi w rękę śmieję się do łez … podobnie jak sam jego nadawca ;)
Mariusz z TypeDreamers obdarował mnie przemawiającymi kartkami. Hasła, które je dekorowały mogłyby być inspiracją dla wielu, walentynką, kartką na imieniny, urodziny, przeprosiny, pokrzepienie itd. Co kto potrzebuje … Postanowiłam kogoś nimi obdarować. Nie mam pojęcia kogo, bo swoją kompozycję zamieściłam na jednym z drzew w pobliżu Bunkra Sztuki i teatru Bagatela w Krakowie. Nie wiem dlaczego, ale uciekające liście z drzew kojarzą mi się z deszczem listów. Karteczki, przypięte za pomocą klamerki, z małą adnotacją powiewały z kolorowymi liśćmi na wietrze i czekały na przyszłego właściciela … Co jeszcze? Akcji wiernie towarzyszyły mi gołębie, nawet myślałam, że jeden zaraz porwie kartkę i zaniesie odbiorcy ;) Ten mały happening może będzie początkiem jakiejś większej akcji? Teraz czekam na informacje, kto kogo i jak obdarował ...
ze tez mnie tam nie było;)
OdpowiedzUsuńBardzo fajna akcja :) gdybym znalazła takie piękne grafiki na jakimś drzewie z pewnością bym jedną przygarnęła i oprawiła w ramkę. Listy mają swój urok, to prawda :) pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńohhh! a mnie się nie trafiło :/
OdpowiedzUsuńa przecież łażę tamtędy prawie codziennie :D
cudowna akcja! chcemy więcej!
jaki cudowny projekt!:)) jesteś wspaniałą osobą, więcej takich ludzi!:)
OdpowiedzUsuńWłaśnie właśnie .. list to piękna rzecz - oczywiście w wersji papierowej ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Violetta :)
Aż szkoda, że mam zajęcia, z miłą chęcią poprzechadzałabym się po plantach i taką akcję zrobiła :P
OdpowiedzUsuńświetny blog, dobrze się czyta.
OdpowiedzUsuńte na ławce - świetne ujęcie ;)
OdpowiedzUsuńkartki nadal piszę i wysyłam tradycyjnie, gorzej z listami ;)
Zaciekawił mnie ten wpis.
OdpowiedzUsuń